Info

Suma podjazdów to 95275 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Marzec6 - 0
- 2024, Listopad1 - 0
- 2024, Październik3 - 0
- 2024, Wrzesień2 - 0
- 2024, Lipiec1 - 0
- 2024, Czerwiec2 - 0
- 2024, Maj6 - 0
- 2024, Kwiecień3 - 0
- 2024, Marzec2 - 0
- 2023, Październik4 - 0
- 2023, Wrzesień4 - 1
- 2023, Sierpień5 - 3
- 2023, Lipiec2 - 0
- 2023, Czerwiec5 - 0
- 2023, Maj7 - 0
- 2023, Kwiecień3 - 1
- 2022, Listopad2 - 0
- 2022, Październik6 - 0
- 2022, Wrzesień5 - 0
- 2022, Sierpień5 - 0
- 2022, Lipiec5 - 0
- 2022, Czerwiec5 - 0
- 2022, Maj3 - 0
- 2022, Kwiecień4 - 1
- 2021, Październik4 - 0
- 2021, Wrzesień7 - 0
- 2021, Sierpień8 - 0
- 2021, Lipiec8 - 0
- 2021, Czerwiec5 - 0
- 2021, Maj5 - 0
- 2021, Kwiecień6 - 0
- 2021, Marzec1 - 0
- 2020, Listopad1 - 4
- 2020, Październik4 - 0
- 2020, Wrzesień7 - 2
- 2020, Sierpień8 - 0
- 2020, Lipiec8 - 6
- 2020, Czerwiec4 - 2
- 2020, Maj2 - 0
- 2020, Marzec2 - 2
- 2019, Listopad2 - 0
- 2019, Październik8 - 10
- 2019, Wrzesień3 - 1
- 2019, Lipiec9 - 5
- 2019, Czerwiec6 - 4
- 2019, Maj12 - 12
- 2019, Kwiecień7 - 3
- 2019, Marzec10 - 1
- 2019, Luty4 - 2
- 2018, Grudzień3 - 2
- 2018, Listopad8 - 7
- 2018, Październik9 - 3
- 2018, Wrzesień13 - 0
- 2018, Sierpień4 - 0
- 2018, Lipiec7 - 3
- 2018, Czerwiec14 - 7
- 2018, Maj17 - 0
- 2018, Kwiecień15 - 7
- 2018, Marzec5 - 12
- 2018, Luty3 - 13
- 2018, Styczeń3 - 11
- 2017, Grudzień1 - 9
- 2017, Listopad12 - 1
- 2017, Październik11 - 9
- 2017, Wrzesień16 - 18
- 2017, Sierpień5 - 1
- 2017, Lipiec7 - 8
- 2017, Czerwiec18 - 13
- 2017, Maj19 - 19
- 2017, Kwiecień14 - 44
- 2017, Marzec13 - 65
- 2017, Luty5 - 26
- 2016, Grudzień4 - 25
- 2016, Listopad9 - 54
- 2016, Październik11 - 47
- 2016, Wrzesień13 - 0
- 2016, Sierpień4 - 0
- 2016, Lipiec8 - 27
- 2016, Czerwiec14 - 18
- 2016, Maj8 - 2
- 2016, Kwiecień11 - 39
- 2016, Marzec7 - 3
- 2016, Luty4 - 12
- 2015, Grudzień14 - 4
- 2015, Listopad6 - 36
- 2015, Październik9 - 51
- 2015, Wrzesień14 - 124
- 2015, Sierpień8 - 66
- 2015, Lipiec15 - 16
- 2015, Czerwiec13 - 2
- 2015, Maj17 - 38
- 2015, Kwiecień17 - 0
- 2015, Marzec10 - 0
- 2015, Luty1 - 0
- 2014, Listopad5 - 0
- 2014, Październik16 - 3
- 2014, Wrzesień13 - 0
- 2014, Sierpień1 - 0
- 2014, Lipiec19 - 0
- 2014, Czerwiec14 - 2
- 2014, Maj16 - 2
- 2014, Kwiecień12 - 0
- 2014, Marzec8 - 0
- 2014, Luty1 - 0
Kwiecień, 2017
Dystans całkowity: | 559.90 km (w terenie 171.30 km; 30.59%) |
Czas w ruchu: | 35:05 |
Średnia prędkość: | 14.00 km/h |
Maksymalna prędkość: | 43.00 km/h |
Liczba aktywności: | 14 |
Średnio na aktywność: | 39.99 km i 3h 11m |
Więcej statystyk |
- DST 51.50km
- Teren 19.00km
- Czas 03:49
- VAVG 13.49km/h
- VMAX 40.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Sprzęt Rambler 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Radunia
Niedziela, 9 kwietnia 2017 · dodano: 10.04.2017 | Komentarze 8
Trasa_Pszenno_Zebrzydów_Mysłaków_Tąpadła_Przełęcz Tąpadła_Radunia_Jedrzejowice_Kiełczyn_Książnica_Krzczonów_Miłochów_Jagodnik
Na prawdę ciepło.
Słońce i chmury.
Cel: Radunia
ale nie prosto po asfaltach, tylko na około przez pola i błota.
Pierwsza niemiła niespodzianka:
to polna droga Pszenno-Zebrzydów, żużelek wysypany od początku
tu zaszła zmiana...
wycięte drzewa i krzewy, a tak było urokliwie. Teraz pustka. Coś zostawili jednak...
Za Zebrzydowem wybieram drogę błotną w stronę lasu (po raz pierwszy jadę).
Warto było. Teren pofałdowany, podjazd, zjazd, podjazd, zjazd, podjazd, zjazd (Wzgórze 236 m n.p.m.).
Przed Mysłakowem druga niespodzianka:
zaasfaltowali dróżkę na skróty w stronę Kątek.
Przynajmniej pamiętam jak było onegdaj.
Za Mysłakowem to samo, asfalt rzucony na byłe polne dróżki.
Badam skrót w stronę Tąpadeł. Do lasu asfalt, ale dalej skromny podjazd przez las.
Wzgórze nazywa się Dwa Garby 252 m n.p.m.
Wyjeżdżam przed Tąpadłami (jak to się qrna odmienia?).
Docieram do głównej drogi na Przełęcz prawie na końcu wsi.
Przełęcz Tąpadła 384 m n.p.m. Przerwa nalancz.
Tłumy rowerzystów, turystów, pikników i aut
W stronę Raduni wybierają się na szczęście tylko nieliczni.
Wybieram rundę dookoła Raduni zgodnie z ruchem wskazówek słonecznego zegara.
Tutaj ściga mnie dwóch rowerzystów, ale odbijam w lewo.
Widok na Ślężę rewelacyjny (na Wroclove też).
Po 4 km osiągam szczyt.
Radunia 573 m n.p.m.
Chwila przerwy.
Jadę jeszcze 200 metrów tam gdzie kończy się szczyt i zaczyna strome zejście.
Tutaj urokliwa polanka z widokiem w kierunku południowym.
Teraz nazad i zamykam pętlę wokół Raduni.
Skracam sobie trochę drogi przez niebieski szlak.
Potem szlakiem żółtym, tutaj pozdrawia mnie dwóch rowerzystów z przeciwka.
Dalej nie będzie już nikogo.
Tylko te dwa szczekacze (jak zwykle przy domku w lesie).
W pewnej chwili gubię żółty szlak pieszy, bo fajnie się jedzie szeroką dróżką.
Dużo dróżek po drodze odbija gdzieś w las, więc tyle jeszcze do zbadania.
Jak się okazuje jadę u podnóża
Świerkowej 378 m n.p.m.
Koniec dróżek w lesie - zaorane pola.
Wybieram jednak pole po 200 metrach ścieżka się pojawia.
Przede mną lasek.
W lasku ponownie łączę się ze szlakiem żółtym i jestem już praktycznie w domu.
Dzięki temu, że się zgubiłem, zaliczam nowe dróżki.
Przełęcz Jędrzejowicka 277 m n.p.m.
Widok na Szczytną poprzez pole golfowe.
Od Jędrzejowic trzeba dodać trochę przyjemności do dzisiejszej jazdy (bo najcięższe już za mną), wiaterek ochładza, można próć szybko (8 km w 16 minut).
Skrót Krzczonów-Miłochów,
Myję rower w Jagodniku z grubszego błota (przy źródełku).
Wczesna wiosna więc przyroda rozkwita, drzewa owocowe pachną, same przyjemności wzrokowo-węchowe.
Fotorelacja z rajdu
Dzisiejszy cel, pal!:
Jeszcze się ostało trochę drzew. Ale kto wie, co przyniesie jutro drwal:
Tym razem po wzgórzach i polach, nie najkrótszą drogą do Mysłakowa:
Bardzo przyjemna i malownicza ta droga. Widać ukształtowanie terenu. Tam hen, gdzie te drzewa, stamtąd jadę:
Tu zaszła wiekopomna zmiana. A była polna dróżka jeszcze niedawno:
Cel coraz bliżej. Badanie nowej dróżki. Za tym laskiem wieś Tąpadła. Asfalcik tylko do lasku:
Widokówka ze zboczy Raduni na Śląski Olimp:
Już tylko parę metrów do szczytu:
Warto się tu wdrapać na wiosnę, bo Ślężę widać:
Tutaj jeszcze nie byłem. Druga część szczytu Raduni, Widok na południe:
Zagubiony w lesie. W końcu widok na żółty szlak, który zgubiłem. Za to nowe odkrycia:
Stamtąd jadę, znaczy się z lasu. Za drzewem w prawo było tylko pole, na którym już pszen-żyto pomału wyrasta, a dróżka zaczyna się tu za drzewem. Kto nie ryzukuje, ten nie ma obiadu:
- DST 41.00km
- Teren 9.70km
- Czas 02:39
- VAVG 15.47km/h
- VMAX 34.00km/h
- Temperatura 14.0°C
- Sprzęt Rambler 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Po Wadze, czyli hardcorowy skrót do Michałkowej
Sobota, 8 kwietnia 2017 · dodano: 08.04.2017 | Komentarze 2
Trasa_Opoczka_Bojanice_Michałkowa_Lubachów_Bystrzyca Grn._Burkatów_Bystrzyca Dln.
Pochmurny dzień po wczorajszych i przedwczorajszych deszczach.
Wiaterek raczej nie przeszkadza.
W mieście czarny kot przebiega drogę.
Czy jestem przesądny - nie wiem.
Plan Góry Sowie, czyli Bystrzycki Las od Bojanic do Kanciarskiego Buka, skrót do Michałkowej i ubłocić się.
Omijam dzisiejsze rajdy samochodziarzy, choć po drodze widzę dwóch ryczących rajdowców.
Omijam moje skróty leśno-polne, by nie tracić zawczasu energii.
Podjazd leśną autostradą 3,7 km, od leśniczówki w Bojanicach, spoko.
Podjazd znam, droga w lesie nowa, więc błota na razie ze świecą szukać.
Temperatura odczuwalna ze 30.
Potem krótki zjazd do Kanciarskiego Buka.
5 minut przerwy.
Tutaj zaczyna się błoto...
Teraz czerwony MTB w stronę Michałkowej, mokre dróżki,
Od 17.7 km zacznie się najlepsze! (To najwyższe miejsce 500 m n.p.p.m)
Teraz na Michałkową!
Ale zamiast tradycyjnej drogi przez Złote Wzgórze (zmiana planów), badam dróżkę prosto (nigdy nie jechałem).
Myślę se: najwyżej się wrócę (zasada Nr 2 nie zawracam nigdy).
Teraz pierwszy odcinek błotnisty.
Potem nawet dróżka spoko, przyjemny zjazd, mijam tajemniczy krzyż na zakręcie.
Drugi odcinek błotnisty.
Najgorsze to te koleiny po ciężkich samochodach.
Las, błoto, las błoto.
Jadę techniką speedwayową...
Aż tu niespodzianka:
super widok na Michałkową.
Tuż przede mną duże błotniste rozwidlenie dróg.
Patrze na dróżkę w prawo, wiedzie po trawie w dół.
Więc wybieram tą, która wiedzie pod górę i po błocie...
Nawet da się jechać między koleinami.
Potem widzę dróżkę liściastą w lewo (przed podjazd3m na Wagę (495 m n.p.m.).
Jadę 300 metrów, ale dalej droga zanika.
Wracam do moich bot i kontynuuję podmarsz/podjazd.
Będzie z górki, ale coś przedni hamulec zaszwankował, nie wiem o co chodzi...
Potem jedna dróżka w lewo, druga w prawo, wybieram drugą.
Potem znowu dwie alternatywy, jedna ostro w dół druga prosto (jadę nią ze 200 metrów, tutaj schluss).
Wracam.
No to teraz się zacznie HARDCORE!
Rower pod pachę i marsz!
Po chwili to właściwie dróżki brak, tylko rzeczka tak płynie, że zostawia miejsca na przedzieranie się po tych zaroślach, błotach
mokradłach, wiatrołomach.
Nie wiem gdzie wyjdę...
To było tylko 800 metrów, ale ostro w dół...
Wieczność (te 18 minut).
W końcu widzę płoty i zabudowania.
Jest ścieżka w lewo.
Z góry widzę ten ceglasty pierwszy budynek w Michałkowej.
Przede mną zawalidroga drzewna.
Jakoś przełażę...
I wyjeżdżam tuż przed tym różowym domem w Michałkowej.
Po drodze w lesie nie było nikogo. Choć w pewnym momencie słyszałem odgłosy jakiegoś samochodu.
10 km w terenie w tym 5 km prawdziwego hadrcoru.
Postój tuż przed jeziorem.
Przerwa bananowo-herbatkowa.
Patykiem wydłubuję błoto z butów.
Rower nawet czysty, bo z góry jak przełaziłem to błoto się strzęchło.
Naprawiam hamulec, końcówka linki się zablokowała.
Innych wariantów na dziś już nie będzie.
Teraz prosto do domu przez tamę.
Trochę wieję, za chwilę się ponownie rozgrzewam.
Z cyklu Dzień Żwira.
Powrót 18:27, temperatura 11.
Pogoda tylko dla Orłów:
Klekle zlaoty:
Autostrada leśna:
Kanciarski Buk:
Zawsze jechałem za balami w lewo do Michałkowej (mój skrót). Tym razem prosto. Fotoradar z prawej:
Tajemniczy krzyż:
Na to czekałem:
O, ja pierdziu, Widok na Dział Michałkowski:
Po lewej nad lasem widać kawałek wieży kościoła Św. Anny w Michałkowej:
Dzisiejszy hardcore, polecam!:
Tak to wygląda. Slalom między drzewami i wypatrywanie jakieś możliwej ścieżki. Po kamieniach, po śliskim, korzeniach i chaszczach. Im dalej w doł, tym gorzej:
Tamtędy próbowałem i to był błąd. Jestem na lepszej drodze:
W dole początek Michałkowej, tuż za jeziorem:
Prawie koniec męczarni. Przez to przelazłem:
Dobra mapa. Nawet te hardcorowe ścieżki w terorii na niej są:
- DST 45.00km
- Teren 21.60km
- Czas 03:40
- VAVG 12.27km/h
- VMAX 37.00km/h
- Temperatura 23.0°C
- Sprzęt Rambler 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Velo_duet na Pogórzu Wałbrzyskim_poprawiny
Niedziela, 2 kwietnia 2017 · dodano: 02.04.2017 | Komentarze 4
Trasa_Witoszów Dln._Witoszów Grn._Jeziorko Daisy_Lubiechów_Toyota Industrial_Pogorzała_Witoszowy
Burze?
Tylko przed 7 rano.
Rower?
Tylko w velo_duecie.
Spotkanie tam gdzie wczoraj.
Dzisiaj poprawiny w drugą stronę.
Rozgrzewka na podjeździe pod Sowinę (400 m n.p.m.)
Zahaczamy o mały kamieniołom w W. G.
Trzymany się czerwonego szlaku pieszego.
Pierwsza zmiana planów:
porozrzucane (za przeproszeniem) goowna na drodze za lasem w stronę Mokrzeszowa.
No to jedziemy przez Jeziorko Zielone.
Trochę narodu tu chodzi...
Więc tylko 5 minut przerwy.
Wspominamy Księżną, która to baraszkowała ze służbą w domku myśliwskim.
Wybieramy zielony szlak pieszy przez Czepiec (415 m n.p.m.).
Lubiechów.
Przekraczamy tory.
Do pętli ósemki.
W prawo przed stadniną.
Przekraczamy tory.
Przy drodze od leśniczówki Lubiechów wzdłuż torów w stronę Świebodzic.
Dzisiejsze odkrycie skrótu na górę Paluch (395 m n.p.m. byłem na nim rok temu).
Nagle wyłania się stromizna na górę. To leziemy.
Stromo, więc podmarsz.
Jazda po Paluchu nad przepaściami po liściach nawet spoko. Zjeżdżamy by znaleźć się ponownie koło leśniczówki.
Warto tam wjechać bo widać różnice poziomów.
Przekraczamy tory.
Teraz dróżka nad Lubiechowem (obok stadniny prosto). To na mapie nazywa się Lisie Kąty.
Wspominamy Księżną, która powozem/automobilem zasuwała nad jeziorko
by baraszkować ze służbą.
Zjazd na Lubiechów.
Przekraczamy tory.
W stronę lasu (szlak żółto-niebieski/ czerwony MTB).
Tutaj przerwa.
Wspominamy D E I S Y
Dla odmiany wybieramy nieznane...
Zasuwamy dróżką prosto. Najlepszy dziś odcinek.
Jak zwykle rzucam:
- Jaka fajna dróżka!
Czyli wiadomo jak się skończy... (tak jak wczoraj).
Zablokowanie koła tylnego w Canyonie przez potężny patyk!
Mistrz sztukmistrz sztuczek rowerowych tow. TżM - to ci umi zrobić!
Przed nami koniec drogi i leśny polder zalewowy na Lubiechowskiej Wodzie.
Nie ma odwrotu, kto zwiewa, w tego NKWD strzela.
Schodzę na dół by zbadać teren.
Przez środek rzeczka.
Przechodzimy.
Po drugiej stronie ścinka drzew, ale zarysowuje się fajna dróżka.
Ostry podjazd i krótki zjazd do ubitej drogi żwirowej.
Ale tu jeszcze nie byłem.
Za chwilę się kończy.
Są dwa warianty:
1. prosto - trawiasta droga przez łąki pod górę.
2. leśna w bok po mokradłach, która zaraz zniknie...
Wybieramy wariant drugi, który i tak na około doprowadzi nas do wariantu pierwszego.
Teren trawiasty, zryty.
Podmarsz przez łąki łan.
Docieramy do dróżki.
Podjazd.
Wzgórze na mapie oznaczone jest tylko 449.
Przyjemny wiaterek.
Dalej Toyota Industrial.
I na koniec jeszcze powrót w teren na fragment wałbrzyskiego czerwonego szlaku MTB (Trasa wokół Wałbrzycha) w stronę Witosza, ale kończymy nad Pogorzałą (to słynne moje ulubione miejsce z ładnymi krajobrazami).
Pogoda trochę chłodniejsza pod wieczór niż wczoraj.
Rowery ubrudzone - rajd udany.
Z Pogorzały do ronda przed zalewem tylko/aż 20 minut jechałem.
Przyjazd: 19:41.
Jedna porcja herbaty nie wypita (okazało się przy opróżnianiu plecaka).
Do trzech nie umiem zliczyć, he, he.
Sowina, na rozgrzewkę:
Krótka przerwa i do boju rowerowa husario:
Podmarsz na Palucha:
O, rzeczywiście paluch! Widok w stronę Jeziorka Daisy, Czepca i Witosza::
Paluch. Tam byliśmy. Jedziemy drogą nad Lubiechowem:
D E I S Y. Brawo dla projektujących:
Koniec dróg. Przed nami leśny polder. Nie ma odwrotu. Na przód marsz!:
Grzązko, ostre kikuty po roślinności. Rzeczka spoko, da się przejść:
Autostrada leśna w nagrodę po trudach i grudach. Najgorsze przed nami:
Za łatwa droga, Trzeba poszukać czegoś gorszego.
Jest. Na początku "lajcik"dla zmyły oczywiście. Dalej bobrowe grzęzawiska:
Wzgórze 449. Jeszcze parę metrów do polnej dróżki:
Wałbrzych - miasto w którym...:
Ostatni odcinek w terenie. Na prawdę warto:
I widok z drugiej strony:
- DST 53.50km
- Teren 16.20km
- Czas 04:18
- VAVG 12.44km/h
- VMAX 38.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Sprzęt Rambler 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Velo_duet na Pogórzu Wałbrzyskim
Sobota, 1 kwietnia 2017 · dodano: 01.04.2017 | Komentarze 2
Trasa_Witoszów Dln._Witoszów Grn._Modliszów_Bystrzyca Grn. _Lubachów_Zagórze Sl._Dziećmorowice_Poniatów_Pogorzała_Witoszowy
Sobotni velo_duet kolo domu
czyli
jazda po zaskrońcach, błotach, kałużach, zrytych drogach z kamieniami przykrytymi zeszłorocznym listowiem, chaszczach i kolcach wbijających się w stopy,
strumykach i boksujących kołach, kamieniach,
tysiącach gałęzi i konarach,
zaoranym polem, koleinach od traktorów,
z chłodzącym wiatrem
o herbatkach w termosach nie wspomnę.
Trzeba spocić się jak bóbr!
Wybierasz lightcore, czy hardcore?
- Oczywiście, że hardcore.
Koło pałacu w Górnym Witoszowie.
Jedziemy sobie pd górkę, na razie tradycyjnie - łatwo, jak to na początku.
Tow. TżM w krótkich gaciach w kolorze pistacjowym.
W sam raz na ostępy leśne.
Niech się podrapie po nóżkach.
Potem słyszę:
- Prosto? bo tam łatwa droga (he,he,he...)
Odpowiadam
- Nie, w lewo,
Pierwszy strumyk,
Ostro w lewo i pod górę.
Pierwszy podjazd w terenie czyli tzw. rozgrzewka.
Koła boksują, błoto wybija z rytmu i z rymu.
Potem będzie gorzej.
Zostawiamy szlak czerwony, wybieramy "lżejszą dróżkę".
Tutaj miękko, mokro, listowie, grudy, grzęzawisko.
Ma być ciężko to jest.
Dobrze, że wczesna wiosna, bo widać ukształtowanie terenu.
Mały potoczek w dolinie. Po obu stronach dosyć ostro nachylone zbocza.
I tak trzeba będzie się w końcu wspiąć.
"Ścieżka" (która raczej jej nie przypomina) kończy się.
Teraz podmarsz po zaroślach i wbijających się kolcach.
Docieramy do czegoś co przypomina dróżkę.
Też pełno liści, grud i grzęzawiska.
Trochę pod górę, da się jechać.
Widać światełko w tunelu, zielona dróżka pod górkę z amboną dla myśliwego księdza.
Tow. TżM ratuje życie zaskrońcowi tj. nie przejeżdża go swym (zachodnio czy wschodnio?) niemieckim rumakiem
Docieramy do szczytu.
Przed nami perspektywa...
Gdzie nie spojrzysz zaorane pole.
Są ślady traktorów.
Nie jedź po polu, oszczędzaj energię! - mówię.
Kierunek wschód. Tam musi być jakaś droga (musi bo znam tamtą drogę).
Jest!
I już jesteśmy w domu.
Teraz Wyżyna Modliszowska, przyjemny wiaterek i widoki na Góry Sowie, Suche, Wałbrzyskie.
Teraz na kolejne górsko-leśne harce.
Odpoczywamy bo mamy praktycznie 5 km w dół.
Teren znam.
Więc przyjemna szybka jazda i znowu wpadamy na czerwony szlak.
Jedyne co to mniej drzew...
Na rozstaju dróg przed Widną Górą dylemat:
w lewo, czy prawo.
Znam tylko ten najgorszy wariant (tarabaniłem się pod górę z Lincolnem).
Szybka piłka, no to w lewo.
- O jaka fajna dróżka.
Po stu metrach zacznie się najlepsze.
Zjazd do Bystrzycy Górnej.
Chcieliśmy, to mamy.
Pełno listowia, pod nim morze kamieni + grudy ziemi i gałęzie...
Nachylenie miejscami spore.
Jest alternatywna dróżka obok, ale w takim samym stanie.
Docieramy do cywilizacyji.
Za to widok na Ślężę przedni.
I już jesteśmy w domu.
Wybija 16:30: - Przerwa obiadowa na ławeczkach w B. G.
Dziwne przejeżdżają obok nas dziesiątki rowerzystów...
A na naszej górskiej trasie nie było i jak się potem okaże nie będzie nikogo.
Tylko trudny teren i my.
Do Zagórza bez historii.
Potem tama, i objazd czerwonym MTB po torach kolejowych w stronę Zagórza.
Jak zwykle najgorsze przed nami.
Niebieski szlak wzdłuż Mydlanej Wody, do podnóża Klasztorzyska (słynny klasztor z orgiami).
Przekraczanie rzeczki sprintem.
W ta stronę lepiej to się robi (moje listopadowe zamoczenie lewej stopy w tym strumyku).
Potem betonowy mostek z dziurą, ale przed nim dwie kłody.
Teraz się zacznie.
Najciekawszy odcinek, który pozwala się rozgrzać.
Na drodze wszystko, co można sobie wyobrazić.
Szlak niebieski wiedzie prosto ostro pod górę (tarabaniłem się tam z rowerem onegdaj).
Więc serdecznie POLECAM!
My do drogi Zagórze-Dziećmorowice.
I już jesteśmy w domu.
W nagrodę świeże asfalty.
Zjazd do Dziećmorowic przy zachodzącym powoli słońcu (o, jedziemy na zachód).
Dalej nowy asfalt na byłej polnej dróżce do Nowego Julianowa.
I już jesteśmy w domu.
Nad Poniatowem.
Słońce, Chełmiec i hipsterzy.
Orzeźwiający zjazd do domu.
Jeszcze widno.
Ale w mieście włączam lampę.
W nagrodę pociąg.
Koniec wycieczki 19:58
Rozgrzewka, czyli pierwsze bobry na dzień dobry:
Jak się ciężko po tym jedzie:
Pojawia się światełko w tunelu po chaszczorach:
Tak. Przez to brnęliśmy. Lepsze takie pole niż minowe:
Przyjemne widoki po pierwszej szarży rowerów górskich:
Pustki na szlakach. Gdzie są Ci odważni?:
O, jaka fajna dróżka. Nie chwal bobra przed zachodem:
Pierwszy raz jestem w tym miejscu, Choć to co w dole znam:
Przekraczanie Mydlanej Wody. Dzisiaj na sucho:
Stamtąd jedziemy:
Przyjemne zwieńczenie dnia: