Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ajk z miasteczka . Mam przejechane 25558.10 kilometrów w tym 7030.85 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 13.93 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 95275 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ajk.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 53.50km
  • Teren 16.20km
  • Czas 04:18
  • VAVG 12.44km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Rambler 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Velo_duet na Pogórzu Wałbrzyskim

Sobota, 1 kwietnia 2017 · dodano: 01.04.2017 | Komentarze 2

Trasa_Witoszów Dln._Witoszów Grn._Modliszów_Bystrzyca Grn. _Lubachów_Zagórze Sl._Dziećmorowice_Poniatów_Pogorzała_Witoszowy

Sobotni velo_duet kolo domu
czyli
jazda po zaskrońcach, błotach, kałużach, zrytych drogach z kamieniami przykrytymi zeszłorocznym listowiem, chaszczach i kolcach wbijających się w stopy,
strumykach i boksujących kołach, kamieniach,
tysiącach gałęzi i konarach,
zaoranym polem, koleinach od traktorów, 
z chłodzącym wiatrem
o herbatkach w termosach nie wspomnę.
Trzeba spocić się jak bóbr!

Wybierasz lightcore, czy hardcore?
- Oczywiście, że hardcore.
Koło pałacu w Górnym Witoszowie.
Jedziemy sobie pd górkę, na razie tradycyjnie  - łatwo, jak to na początku.
Tow. TżM w krótkich gaciach w kolorze pistacjowym.
W sam raz na ostępy leśne.
Niech się podrapie po nóżkach.
Potem słyszę:
- Prosto? bo tam łatwa droga (he,he,he...)
Odpowiadam
- Nie, w lewo, 
Pierwszy strumyk, 
Ostro w lewo i pod górę.
Pierwszy podjazd w terenie czyli tzw. rozgrzewka.
Koła boksują, błoto wybija z rytmu i z rymu.
Potem będzie gorzej.
Zostawiamy szlak czerwony, wybieramy "lżejszą dróżkę".
Tutaj miękko, mokro, listowie, grudy, grzęzawisko.
Ma być ciężko to jest.
Dobrze, że wczesna wiosna, bo widać ukształtowanie terenu.
Mały potoczek w dolinie. Po obu stronach dosyć ostro nachylone zbocza.
I tak trzeba będzie się w końcu wspiąć.
"Ścieżka" (która raczej jej nie przypomina) kończy się.
Teraz podmarsz po zaroślach i wbijających się kolcach.
Docieramy do czegoś co przypomina dróżkę.
Też pełno liści, grud i grzęzawiska.
Trochę pod górę, da się jechać.
Widać światełko w tunelu, zielona dróżka pod górkę z amboną dla myśliwego księdza.
Tow. TżM ratuje życie zaskrońcowi tj. nie przejeżdża go swym (zachodnio czy wschodnio?) niemieckim  rumakiem 
Docieramy do szczytu.
Przed nami perspektywa...
Gdzie nie spojrzysz zaorane pole.
Są ślady traktorów.
Nie jedź po polu, oszczędzaj energię! - mówię.
Kierunek wschód. Tam musi być jakaś droga (musi bo znam tamtą drogę).
Jest!
I już jesteśmy w domu.
Teraz Wyżyna Modliszowska, przyjemny wiaterek i widoki na Góry Sowie, Suche, Wałbrzyskie.
Teraz na kolejne górsko-leśne harce.
Odpoczywamy bo mamy praktycznie 5 km w dół.
Teren znam.
Więc przyjemna szybka jazda i znowu wpadamy na czerwony szlak.
Jedyne co to mniej drzew...
Na rozstaju dróg przed Widną Górą dylemat:
w lewo, czy prawo.
Znam tylko ten najgorszy wariant (tarabaniłem się pod górę z Lincolnem).
Szybka piłka, no to w lewo.
- O jaka fajna dróżka.
Po stu metrach zacznie się najlepsze.
Zjazd do Bystrzycy Górnej.
Chcieliśmy, to mamy.

Pełno listowia, pod nim morze kamieni + grudy ziemi i gałęzie...
Nachylenie miejscami spore.
Jest alternatywna dróżka obok, ale w takim samym stanie.
Docieramy do cywilizacyji.
Za to widok na  Ślężę przedni.
I już jesteśmy w domu.
Wybija 16:30: - Przerwa obiadowa na ławeczkach w B. G.
Dziwne przejeżdżają obok nas dziesiątki rowerzystów...
A na naszej górskiej trasie nie było i jak się potem okaże nie będzie nikogo.
Tylko trudny teren i my.
Do Zagórza bez historii.
Potem tama, i objazd czerwonym MTB po torach kolejowych w stronę Zagórza.
Jak zwykle najgorsze przed nami.
Niebieski szlak wzdłuż Mydlanej Wody, do podnóża Klasztorzyska (słynny klasztor z orgiami).
Przekraczanie rzeczki sprintem.
W ta stronę lepiej to się robi (moje listopadowe zamoczenie lewej stopy w tym strumyku).
Potem betonowy mostek z dziurą, ale przed nim dwie kłody.
Teraz się zacznie.
Najciekawszy odcinek, który pozwala się rozgrzać.
Na drodze wszystko, co można sobie wyobrazić.
Szlak niebieski wiedzie prosto ostro pod górę (tarabaniłem się tam z rowerem onegdaj).
Więc serdecznie POLECAM!
My do drogi Zagórze-Dziećmorowice.
I już jesteśmy w domu.
W nagrodę świeże asfalty.
Zjazd do Dziećmorowic przy zachodzącym powoli słońcu (o, jedziemy na zachód).
Dalej nowy asfalt na byłej polnej dróżce do Nowego Julianowa.
I już jesteśmy w domu.
Nad Poniatowem.
Słońce, Chełmiec i hipsterzy.

Orzeźwiający zjazd do domu.
Jeszcze widno.
Ale w mieście włączam lampę.
W nagrodę pociąg.
Koniec wycieczki 19:58

Rozgrzewka, czyli pierwsze bobry na dzień dobry:

Jak się ciężko po tym jedzie:

Pojawia się światełko w tunelu po chaszczorach:

Tak. Przez to brnęliśmy. Lepsze takie pole niż minowe:

Przyjemne widoki po pierwszej szarży rowerów górskich:

Pustki na szlakach. Gdzie są Ci odważni?:

O, jaka fajna dróżka. Nie chwal bobra przed zachodem:

Pierwszy raz jestem w tym miejscu, Choć to co w dole znam:

Przekraczanie Mydlanej Wody. Dzisiaj na sucho:

Stamtąd jedziemy:

Przyjemne zwieńczenie dnia:





Komentarze
Tajemniczy Ninja CANYON MATRIX 2 | 11:14 niedziela, 2 kwietnia 2017 | linkuj .

********


Liwirowanie po świeżo zoranym polu, jazda po wielkich śladach - aż nagle hen wysoko - wyjazd na upragnioną polną drogę.

Uwielbiam polne drogi.

Można po nich jeździć bez końca.

Z powrotem szlak czerwony, jak w bajce: do czasu!

Najgorsza w historii droga w dół, okazało się, że do Bystrzycy Górnej: nie uczęszczana przez nikogo prócz Ajk od tysiącleci, ukryte bezładnie chytre kamienie, patole, patyki, gałęzie, błoto, liście, wszystko jakby wyrzygane przez olbrzyma, stromo, nierówno, grząsko, szaro, brzydko - co to k..... jest?

A to jest hardcore.

Najtrudniejszy zjazd, na Bystrzycę Górną.


********


Tu nagroda: do nozdrzy wdarł się piękny zapach kwitnącej wiśni:
JESTEŚMY W JAPONII!

Japońskie pszczoły uwijały się z miodem a kwiaty się śmieją się śmieją się śmieją...


********


Dalej - upragniona przerwa w świetnie urządzonym miejscu na wypoczynek przydrożny.

Ileż to trzeba: płynie woda - zrobić lekki uskok, żeby buzowało, ogrodzić ładnie, żeby było bezpiecznie, popatrzeć na drugą stronę ulicy - o! są wysokie iglaki, osłonią przed słońcem - zmontujemy solidne ławy i stół, żeby usiąść sobie i pogadać przy gorącym termosie i bułeczce.

Bardzo fajny pomysł, korzystamy tylko my, bo inni jeżdżą skądś dokądś po asfalcie, nigdy ich nie zobaczymy na trasie, przenigdy.

Potem jazda przez Zagórze Śl., tama, dziwne miejsce spotkań par, raczej nieromantyczne...

- Spotkajmy się, kochanie, w elektrowni atomowej, na stosie!
- Super!
- A jutro proponuję tamę! Piękny widok na mętną mydlaną wodę a jak się wspólnie dobrze wychylimy zobaczymy przepaść!
- Extra!

Dla nas już tylko pot w samotnej walce z naturą: pola, ostępy, stare podkłady kolejowe, błota, strumyki:
tu już nowy, niebieski szlak, do jakiegoś Klasztorzyska, do którego za cholerę nie mogłem trafić poprzednim razem, a który pięknie prowadzi nas na czerwony cudny zachód słońca...

Bardzo trudny podjazd, dający dużo, dużo radości przez łzy i 300 oddechów na sekundę.

Sam na sam z naturą.

No i kończą się nasze rowerowe męki wraz z dojazdem do Dziećmorowic, gdzie już tylko gładziutki asfalt i końcowy zasłużony wypoczynek na siodle, swobodna jazda w zachód słońca...

...aż na Poniatów.

Słuchawki przepakowane, znakomite hipsterskie zdjęcia wykonane, można teraz spokojnie jechać jeszcze za dnia do domu, z brakującym tylnym światłem.

Wycieczka moja: od 14:00 do 19:48, warto było!


.
Tajemniczy Ninja CANYON MATRIX 1 | 11:12 niedziela, 2 kwietnia 2017 | linkuj .


Nagle ciepło,
nie wiadomo w co się odziać.

Przyzwyczajony do arktycznego zimna z deszczem, wygrzebuję wreszcie z dozą dużej nieśmiałości kupione na lato krótkie spodenki.

Odcinam się przy tym od ninjowskiej czerni, bo portki są pistacjowe, bluza też świeci cytrynami i pistacjami a kask to już w ogóle: na ciepły okres Tajemniczy Ninja CANYON MATRIX przestaje być Tajemniczym Ninja CANYON MATRIX.

Tajemniczy Ninja CANYON MATRIX zrzuca skórę!

...ale tylko do pierwszego chłodu!

**********

Ajk spojrzał tylko na brak ninjowskich portek i pokręcił głową: JESZCZE BĘDZIESZ RZĘZIŁ W CHASZCZACH!

**********

Nie wziąłem tylnego światła!...

Cholera!

Trzeba zrobić tak, żeby wrócić do domu do 19:30 bez mandatu.

Ajk ma komputer w głowie: szybko przeliczył co i jak - ułożył na poczekaniu trasę, po czym zapytał tylko:
- wybierasz lightcore czy hardcore?

Wiadomo, wybrałem to drugie...

Buła na start - i zaczął się właśnie ten hardcore, który był już do prawie końca imprezy.


***********

Witoszów Górny, 11 km ode mnie, czerwonym szlakiem w prawo.

Tym razem zapomniałem o tylnym oświetleniu, ale bardzo dobrze przemyślałem picie podczas jazdy: wziąłem bukłak z 1,5 l wody mineralnej.

Jak tutaj się on przydał!

Boksowanie po kilka centymetrów stromo w górę po grząskich liściach, pod którymi ukryte błoto, gałęzie i kamienie, lawirowanie rowerem, żeby utrzymać równowagę - chwilę przycupnąć, chlipnąć kilka łyków mineralki - i dalej w górę!

Tak długo, aż dojechaliśmy donikąd, gdzie sarny pukały się racicami w czoło.

No i tu, nigdzie, zaczęło się prowadzenie rowerów.

Oj, przydałyby mi się jakieś długie portki...

To nie drzewka wystawały z liści, tylko jakieś ohydne darniny czy co to było! W dodatku oczywiście pod górę.
Ale to stary sposób, żeby rowerami dojść dokądś.

No i doszliśmy: do ogromnego zaoranego pola, po którym wcześniej jeździł jakiś przeogromny traktor.

Tuż przed polem - nagle zatrzymałem się: żmija to czy zaskroniec?
Piętnaście myśli naraz, bo gad spory - nie, to piękny zaskroniec, choć nie był taki czarny jak go malują w atlasach, szary raczej.

Gad usunął mi się sprzed koła w krzaki.

Uratowałem gada!


********
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa nages
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]