Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ajk z miasteczka . Mam przejechane 25558.10 kilometrów w tym 7030.85 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 13.93 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 95275 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ajk.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 32.50km
  • Teren 8.50km
  • Czas 02:46
  • VAVG 11.75km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Rambler 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Machnota

Wtorek, 15 czerwca 2021 · dodano: 18.06.2021 | Komentarze 0


z velo_cyclu_"Po deszczach trza ubrudzić rower"


no właśnie
padało i padało i w końcu przestało
mimo chmur bardzo ciepło
temperatura odczuwalna nawet podejrzewam, że 27
cel wjazd na Machnotę od północy
przez Pohulankę
potem Bereżany
przystanek Jezioro Wulky
przez Sosnówkę — nowa dróżka
na końcu wsi od razu ostro do góry i w las
przewyższenie 96 m na odcinku 1100 m
intuicyjnie wybieram dróżki
trudno określić, gdzie leży szczyt (chyba już go minąłem w lesie), ale najciekawsza część leży nad kamieniołomem,
dokąd zmierzam
tracę orientację i kluczę dół/góra (tracę niepotrzebnie około 20 minut)
sporo dzikich kałuż...
kiedyś tu byłem
więc do 2 razy sztuka 
ta instalacja z ławeczką i folią nakierowała mnie na właściwe myślenie

Machnota 356 m n.p.m. (tylko, ale za to świetne widoki na wschód, na  Pobuże i Gołogóry)
przerwa 0,5 h

zjazd zbaczam z głównej drogi przez las tam po barszczu Sosnowskiego na ziemi

powrót przez Winniki (szybko przeskakuję przez obwodnicę)

już mi się nie chce wracać przez lasy, jadę wzdłuż szosy (po remoncie wydzielono pas dla pieszych)
słońce daje się we znaki
trasa krótka, ale 
4 godziny w siodle

najgorsze błoto jednak we wsi na wertepach w Bereżanach

Trasa: Lwów_Bereżany_Sosnówka_Machnota_Sosnówka_Wolica_Winnniki_Lwów

Tradycje ujęcie na Bereżany:

Jezioro Wulky:

Bereżany:

Fragment Machnoty. Tamtędy będę wracał:

Machnota:

Mroczne podejście do lasu:

Ciekawy, ostry podjazd:

A potem leśne dukty:

Instalacja:

Widok na Szołomyję, Monasterz i Gołogóry:

Teraz robię niepotrzebną rundę w dół, a potem do góry:



Mylę drogę i zjeżdżam, ale po chwili wracam inną ścieżką:

W końcu docieram:

W oddali Gołogóry; bliżej wieś Winniczki, a po prawej wieś Gańczary i wzgórze Grabina

Kamieniołom pode mną:





Powrót. Już tu dziś byłem:

W oddali wieś Czyszki:

Widok na Winniki:

Zjazd ku drodze:

Dzisiaj z prawej wyjechałem:

Zjazd z Machnoty za mną:

Winniki. Kościół katolicki:

Nowa instalacja:

Droga Winniki-Lwów po remoncie. Pas dla pieszych wykorzystuję dla roweru:

Pomnik z minionych czasów:

Wędrujące lew. To z Cmentarza Orląt tu, to na Cmentarz Orląt, i znowu tu:

Tu w dole budują. Śmierdzi fekaliami. Może z fabryki drożdży "Enzym":

Dzisiejsza trasa:





  • DST 59.00km
  • Teren 26.50km
  • Czas 04:48
  • VAVG 12.29km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt Rambler 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gołogóry nie dla mnie dziś

Niedziela, 6 czerwca 2021 · dodano: 10.06.2021 | Komentarze 0


 z velo cyclu_Jak nie zdobyłem Kamuły (471 m n.p.m)

słonecznie, ale są chmurki
wyjazd z Sichowa, bo
tym razem tramwajem na południowe rogatki miasta 
(zaoszczędzę 10 km i jazdę pd górę po brukach i asfaltach)
start dopiero o 15:20 (późne wyjście przyczyni się do niezdobycia dziś Kamuły)
druga przyczyna to słońce, które mnie wykończy (odczuwalne jest 27)
trzecia przyczyna, brak znajomości dróżek
kierunek Wzgórza Starosielskie, albo też zwane Roztoczem Dawidowskim w stronę Gołogór (najwyższego pasma między Karpatami a Uralem)
z Sichowa przez Pasieki Zubrzyckie (przecinam południową część obwodnicy Lwowa)
tutaj przeskakuję po kilku minutach stania między autami stojącymi po jednej stronie w korku
kierunek Krotoszyn
we wsi mijam skręt i nadrabiam drogi
przez pola (tu już kiedyś byłem) w stronę wsi Czerepin 
ale też muszę dalszą część trasy odnaleźć...
malowniczo położona wieś
nie spodziewałem się różnicy wzniesień zjazd i podjazd w stronę głównej drogi we wsi.
na przystanku chwila wytchnienia (jednak gorąco)
po prawej  mijam wzgórze Na Krywem  (Na Krzywym) 361 m n.p.m.
dalej wjazd w dolinę rzeczki Czerepinki (trochę trawiasta dróżka, ale w dół)
potem trochę się poprawi
mijam jeziorko
wjeżdżam do Starego Sioła
mijam ruiny zamku (tu byłem w 2019)
dalej drogi nie znam, nie wiem co mnie czeka
a czeka mnie podjazd serpentynką (może niezbyt trudny, ale słońce mnie męczy...)
zaczynam od 290 m n.p.m. docieram do 350 m n.p.m.
potem Romety poszły w las tu trochę ochłody i w dół w stronę parkingu przy Zatoczce Wikingów
setki samochodów i autobusów
szybko przejeżdżam, ale asfaltem wracają co chwila wycieczkowicze autami
kolejny cel to Wodniki (jeszcze kilkadziesiąt metrów podjazdu (mijam główną szosę) i tu niespodzianka ostra serpentyna w dół
przez wieś
z 330 m n.p.m. opadam na 270 m n.p.m. 
dalej chcę jechać w stronę Gołogór, ale tuż za wsią rezygnuję jazdę asfaltem w stronę Romanowa.
wracam do wsi i próbuję dróżki nieasfaltowe.
 w oddali widać ciekawe wzgórza Chom (440 m n.p.m.)
oraz 
Makitrę (365 m n.p.m.) to były kamieniołom
i wieś Hryniów
już nie wiem, dokąd mnie zaprowadzi. 
przy boisku odważni kolarze wyciągają swe rowery z dachu (przed chwilą mnie na serpentynie mijali)
oni zaliczą dziś Kamułę, mają krótką pętlę do samochodu)
walczę z podjazdem w stronę dacz, ale za to widoki rekompensują męczarnie
kierunek słuszny widzę, że samochód przyjechał z drugiej strony, czyli jest przejazd w stronę góry Chom,
a ja jadę między daczami (cel wrócić do Wodników), po chwili brama zamknięta na łańcuch
wracam, skąd przyjechałem
potem się zatrzymuję we wsi, podchodzą małolaty i zadają dużo pytań; udaję niemowę, bo akurat przełykam herbatkę i nie mogę nic mówić
jadę z powrotem 
podjazd jak na dziś ciężki... znowu przewyższenie 60 m w pionie na krótkim odcinku
potem obok Zatoczki Wikingów (najpierw świetnie w dół, a przez las pod górkę)
za to zjazd do Starego Sioła świetny

dopiero o 19:00 robi się przyjemniej
przede mną zjazd do Starego Sioła.
przez wieś asfalt, dalej wertep i dziury przez Dawidów
księstwo barszczów Sosnowskiego wyłazi z brzegów rzeczki Dawidówki.
drogę znam.
jedynie trzeba wypatrzeć skręt na końcu wsi pod lasem, by dojechać do pola w kierunku Krotoszyna.
staję na polu na chwilę — to wystarczy, by komary się na mnie rzuciły.
docieram do Sichowa, pojadę jednak przez miasto, chociaż można było wsiąść w jeden z pustych tramwajów, które mnie mijały

6 i pół godziny w siodle

Trasa: Sichów_Pasieki Zubrzyckie_Krotoszyn_ Czerepin_Stare Sioło_Buchta Wikingów_Wodniki_Buchta Wikingów_Stare Sioło_Dawidów_Hroroszyn_Pasieki Zubrzyckie_Sichów_ Lwów

Żegnamy Sichów, ale jeszcze tu dziś wrócę:

Droga polna z Krotoszyna:

Wzgórze Proboszcz:

Widok na Czerepin. W tle foliowce:

Wzgórze Proboszcz z drugiej strony:

Tam wzdłuż drzew jechałem:

Chram w Czrepinie:

Dolina Czerepinki:

Jeziorko w Starym Siole na końcu tej malowniczej dolinki:

Ruiny zamku w Starym Siole:

Tu staję, Upał mnie zmęczył. W dole Stare Sioło:

Wodniki - tu się nie spodziewałem takich widoków:



Wodniki - stary kościółek katolicki i cerkiew:

Widok na Chom:

Dalej nie jadę:

Wracam do Wodników:



Makitra to te niższe wzgórze po lewej (widać wyrobiska), Chom po prawej:

Widok na północ na Wzgórza Starosieskie, w oddali krańce Roztocza Wschodniego:

Jeszcze raz Chom i wieś Hryniów:

Tu też ładny widoczek. 

Makitra z bliska:

I jeszcze jeden raz - widać granicę wzgórz  i Pobuża:

Spojrzenie po raz kolejny na Makitrę i Chom:

A miałem tam zajechać — tu widać Kamułę:

Serpentyna z Wodników:

Widok na Pobuże:

Zatoczka Wikingów:

Zjazd w stronę Zatoczki Wikingów, ale będę śmigał przez las po prawej:

Największy zamek na Ukrainie w Starym Siole:

Pociąg dalekobieżny, być może z Iwano-Frankiwska:

Już przebrnąłem przez Dawidów, ostatni podjazd na dziś:

Tu już byłem, pole przed Krotoszynem; komary napadają:

Dzisiejsza trasa:





  • DST 60.50km
  • Teren 37.00km
  • Czas 05:06
  • VAVG 11.86km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt Rambler 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Roztaczam się w królestwie barszczów

Wtorek, 1 czerwca 2021 · dodano: 03.06.2021 | Komentarze 0


z velo_cyclu "Roztaczam się, czyli tam, gdzie rosną barszcze pana Sosnowskiego"


O, już czerwiec...
Noc polarna miała miejsce wczoraj.
- Zdałaś?
- Tak(,) mi się zdawało.

Pochmurno, a słońce się z rzadka pod wieczór przebije.
Kierunek — Roztocze Janowskie.
Drogę do Niedźwiedziego przytułku już znam.
Po drodze bliskie spotkanie z psem (Kamianka).
Na początku bez historii — dobrze się jedzie.
Tradycyjny przystanek pod wiaduktem zachodniej obwodnicy Lwowa. 
Pierwsze spotkanie z barszczem na drodze do z Dawidowa do Żornisk.
Misiowy przytułek. Ty chwila relaksu. Na miśki czasu brak. 
Zostaje tylko przejazd przez tajemniczy (dla mnie) las w stronę Janowa.

Tylko cztery kilometry, ale dużo atrakcji.
Ani żywej duszy.
Na mapie droga praktycznie biegnie jak od linijki, ale w terenie trochę się wije 
i tak trzymać- cały czas prosto (tylko na starych, drukowanych mapach jest ona zaznaczona, na wirtualnych nie ma).
Na dzień dobry barszcze w lesie...
Oj, mokry piach, 
Nie jest źle, ale wciąga.
Potem królestwo kałuż; omijam prawie wszystkie.
Przygoda z kałużą.
Nie zmieściłem się na wąskim przesmyku pomiędzy bajorami i lewa noga wpadła - zanurzona do kolana. 
Głębokie kałużysko — ale rower suchy.
I tak Pan z mokrą nogą sobie pojeździ jeszcze przez 35 km.
W zasadzie nie ma podjazdów.
Potem świetny zjazd wąwozem w stronę szosy do Janowa.
Pod koniec tylko skręcam w prawo (bo droga w dół, a ta, co prosto trzeba było się wspiąć.
Widzę szosę.
Po 2 h i 25 min docieram do Janowskiego Stawu — tu jeszcze nie byłem.
Plan znalezienia drogi wokół jeziora od strony wschodnie wybijam sobie szybko z głowy.
Jadę od strony zachodnie przez osiedle typu miejskiego Iwano-Frankowe, czyli dawny Janów.

A jezioro nazywa się Janowski Staw... (zbudowany w XVII wieku).

Docieram do kraju miejscowości od północy, gdzie groble dzielą te stawy.
Najpierw jadę, jedną, potem drugą, potem trzecią.
Tu słyszę z oddali kilkukrotnie:
- Иди сюда!
Wracam.

Czeka mnie jazda asfaltem przez ok. 4 km, (poboczem) to droga M-10 z granicy do Lwowa, przez las nie wracam, bo stracę sporo czasu.
We wsi Stradcz (którą już odwiedziłem zeszłą jesienią) znam alternatywną drogę.
Jedyny minus to te barszcze.
Rozważam wariant powrotu przez Żorniska, ale tędy będzie szybciej i wygodniej.
Drogę znam, jesienią jechałem w przeciwną stronę.

Dżungla barszczu. 
Na odcinku 3 km wąskiej dróżki, po której kiedyś biegły tory do Janowa, barszcz niejakiego Sosnowskiego pożera wszystko.
Ktoś jednak kosi elektrycznie te barszcze bliżej wsi...
Widzę przed sobą człowieka z kosą, czyżby zagubiony kosynier pośród tej dżungli?
Byle do Domażyru. 
Potem do Kozic nową dróżką przez las (trochę barszczów).

Z Kozic wracam już tą samą drogą.
Tradycyjny przystanek pod wiaduktem (bo można oprzeć rower i w razie deszczu w sam raz;)

Uczą jeździć dzieci po dziurach.
Jadę, a tu mnie mija jakiś szkrab za kółkiem w wypasionej "taczce" na dziurawej drodze jak ser tylżycki z Torunia
(difosforany, polifosforany, fosfrany sodu — amen), jak zęby (dobre, bo polskie), jak budżet Najjaśniejszej RP, jak 
warstwa ozonowa...
Na szczęście z jakimiś dorosłymi.

Ponowne bliskie spotkanie z tym samym psem, ale nie mogę go dogonić.

Psie tempo, a nawet jeszcze wolniej.
Docieram do domu na 21:30.
Prawie 7 godzin w siodle.

Trasa_Lwów_Kamianka_Riasne 1/2_Kozice_Domażyr_Jaśniska_Niedźwiedzi przytułek_Janowski Staw_Iwano-Frankowe (Janów)_Stradcz_Domażyr_Kozice_Riasne 2/1_Kamianka_Lwów

Bliskie spotkanie III stopnia:

Pociąg! Ostrożnie!:

Rzepak, pole, cmentarz — kompozycja idealna:

Po około 15 km — chwila oddechu:

Droga Kozice-Domażyr-Żorniska:

Domażyrka:

Widok na cerkiew w Domażyrze:

Dorodne barszczyki — pierwsze dziś z nimi starcie:

Tu też są; w tle Żorniska:

Niedźwiedzi przytułek "Domażyr" i małe barszczyki:

Na miśki brak czasu - dzisiaj wyprawa nad jezioro, jak się okaże, zostało mi jeszcze 4 km przez las:

Dwie fotki z lasu w stronę Janowa:

Mimo przeciwieństw losu i terenu — spodobało się, ale wracać tędy nie będę:

Rezerwat Przyrody Roztocze:

Po raz pierwszy docieram do Janowskiego Stawu:

Widok na miasteczko Janów:

Widok w na północ:

Zjazd ku jezioru:

Cerkiew nr 1:

Cerkiew nr 2:

Cerkiew nr 3 nie sfotografowałem, bo była brzydka, za to ostał się kościół:

Tu jest kilka stawów. Widok na południe. Za groblą kolejny staw, przy którym już dziś byłem:

Widok na miasteczko:

I znowu na Roztocze Janowskie:

Uwaga! Przez centrum Janowa biegnie droga M-10 ze Lwowa do Krakowca na granicy z Polską - ruch przeogromny - jednym słowem koszmar:

To już Stradcz - święta góra:

Stradcz i typowa mozaika przystankowa z "radiańskich" czasów:

Ty kiedyś były tory do Janowa Lwowskiego:

Barszczowa dżungla -  za miesiąc będzie tu strasznie. Po obu stronach niezbyt szerokiego duktu:

Dawny most kolejowy:

O, pociąg:

O, eszelon:

Dzisiejsza trasa:





  • DST 22.50km
  • Teren 11.70km
  • Czas 01:45
  • VAVG 12.86km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt Rambler 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Brzuchowicki las

Niedziela, 23 maja 2021 · dodano: 25.05.2021 | Komentarze 0


z velo_cyclu: "Bo ostatnich gryzą bzy"



Pochmurny, ale ciepły dzień.
W powietrzu bez, akacja i nadciągający deszcz. 
Popołudniowa runda po Brzuchowickim Lesie na nowych wypasionych "pokryszkach" (Schwalbe).
Nowy skrót wzdłuż wiaduktu kolejowego — w końcu go odkrywam.
Podjazd pod Globus udaje mi się na raz (zdziwionżem zaiste bardzo).
Kamianka.
Uwaga pociąg (na stacji Batariwka) - stoi ten, który mnie wcześniej mijał.
Objeżdżam Kamiankę i Ramblery poszły w las.
Tutaj odnajduję kilka nowych ścieżek — zasuwa się nieźle, ale jak śpiewał Bajm:
"Tylko piach, sypki piach".
Czasem niespodziewanie wciąga.
Potem jeszcze jedna dróżka szyszkowa. Trzeszczy pod oponami.
Zjazd ku Brzuchowicom, nową dróżką.
Pora krótkiego relaksu.
Przelatuję szosę i znowu do lasu.
4,5 km przejazd przez las — tu tylko dwóch biegaczy, ale gdzieś skręcili i już mi się pod kołami nie pałętali.
Trasę znam. Jeden krótki, ale ostry podjazd na wzgórze bez nazwy (374 m) i 1,6 km zjazd w stronę Hołoska (w pionie 74 m)
Po wyłonieniu się z lasu widać więcej deszczowych chmur — dziś jednak zdążę przed deszczem.
Szybki powrót do miasta.
Zdążam przed opadami.

2,5 h w siodle

Trasa: Lwów_Kamianka_Brzuchowice_Hołosko_Zamarstynów_Lwów

Widok na miasto:

Pociąg. Jeszcze dwa razy go dogonię. Najpierw w dół, potem przekroczę jezdnię:

Po przeskoczeniu szosy doganiam jego zad:

W końcu odnajduję ten skrót do lasu przy nasypie.

Kortumowa Góra:

Globus - potem krótki, ostry podjazd bez stawania:

Przejeżdżałem tędy wielokrotnie, ale powozów do dziś nie zauważałem:

Bo ostatnich gryzą bzy:

Pociąg. Stop:

Mijam Kamiankę i zaraz puszczę się w las:

Ten słupek kojarzę, ale dzisiaj nietradycyjne ścieżki mnie zwą:

Wszędobylski piach:

Ciekawy jar. Nowa dróżka dla mnie:

Brzuchowice. Przeskoczyłem z lasu przez szosę i dalej w las:

Winnetou wyszedł właśnie na polowanie ze swojego wigwamu:

Wyłaniam się z lasu, deszczowe chmury nadciągają:

Dzisiejszy rajd:





  • DST 28.70km
  • Teren 2.00km
  • Czas 02:02
  • VAVG 14.11km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Rambler 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zubrza_ czyli dzisiaj nikt nie spieszy z pomocą

Niedziela, 16 maja 2021 · dodano: 17.05.2021 | Komentarze 0


z velo_cyclu "Się znowu przebiło"

Dzień słoneczno-pochmurno-grzmiący-z lekim deszczykiem.
Wychodzę gdy już przestało grzmieć — strachy na lachy.
Wyprawa na południe wzdłuż rzeczki o nazwie
Zubrza, wypływającej gdzieś z Sichowa. 
Jest również miejscowość o tej samej nazwie (kiedyś przez nią przejeżdżałem).
Ale najpierw rozkręcę się na lwowskich brukach.
Trzeba się przedostać przez całe miasto do obwodnicy (ok. 13 km).
Wyszukuję mało uczęszczane ulice.
I tak po prawie godzinie docieram do parku na Sichowie (9 km).
Tutaj droga na dolinką rzeczki Zubrzy, obok parku im. JPII.
Szukam drogi, która przebiega pod obwodnicą — znajduję.
Jeszcze 2 km i czeka mnie nawet ostry podjazd na wzgórze (341 m n.p.m.) nad wsią — niestety flak.
Akurat słońce się przebiło zza chmur.
Po 20 minutach jestem gotowy do powrotu, jednak na południe nie jadę.
Wracam tą samą drogą, z tym że wrócę przez ulicę Stryjską i park Stryjski, w którym słyszę zacytowane w tytule, wyrwane z kontekstu zdanie:
"Dzisiaj nikt nie spieszy z pomocą".

3 h i 20 min w siodle

Trasa_Lwów_Zubra_Lwów

Zostań władcą energii:

Pojechałem na urlop, wracam, a tu mi blok nad willą zbudowali:

Na stacji Persenkówka:

Sichów:

Przygotuj się do wiosny:

dolinka rzeczki Zubrzy, po lewej park im. Jana Pawła II:

W głębi park:

Zubrza — widać kościoły, widać wieże, widać wieże kościołów (cerkwi):

Bezkolizyjny przejazd do drugiej części wsi:

Tu już Zubrza nabiera tempa i rozmachu:

Wjadę na wzgórze po lewej stronie obrazka:

Podjazd okaże się ekstremalny:

Narzucano różnego smittia:

Szkło też było, więc flak, razem ze słońcem, musiał się pojawić:

Widok na Zubrzę oraz L'viv Arenę:

Miałem jechać w tę stronę — ale nie dziś:

Zjazd w promieniach słońca:

Zjazd z parku im. JPII:







  • DST 45.00km
  • Teren 16.00km
  • Czas 04:15
  • VAVG 10.59km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Sprzęt Rambler 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jezioro Czyżykowskie

Niedziela, 9 maja 2021 · dodano: 12.05.2021 | Komentarze 0


z velo_cyclu: Bóg stworzył rower; bolą nóżki bolą



Wyprawa nad Jezioro Czyżykowskie - 23 km od centrum miasta.
Przeprawa przez miasto to mordęga — dzisiaj wariant zatłoczony, ale bez podjazdów 4,5 km.
Potem wariant przez Pohulankę, końcówka tylko podmarsz. Po 7 km jestem w lesie za Miodowa Pieczarą.
Nareszcie zjazd do Młynowców.
Ktoś jest w lesie, ale spoko.
Przed Młynowcami — kozackie pieśni w tył zwrot — objadę ich.
Nowe dróżki w stronę Winników (od południa od Jeziora Winnikowskiego w budowie).
Błota są, koleiny są, pojazdy i zjazdy też.
Zjeżdżam z lasu. Na dróżce pod lasem jeszcze więcej błota, decyduję się na zjazd ku ulicy Zabawa.
Teren za mną ciekawy — jeszcze tam wrócę — góra Praszka!)
Dojazd uliczkami Wolicy do obwodnicy Lwowa. Długo nie czekam z przejazdem na drugą stronę.
Wieś Czyszki. Tu jeszcze nie byłem
Przez Czyszki (o dziwo) biegnie pięciokilometrowa, asfaltowa droga, mimo iż kończy się ślepo. 
Nabieram tempa.
Mijam dwie cerkwie i jeden kościół — św. Mikołaja z 1774 r.
Na końcu wsi chwila przerwy i wjazd na polne drogi.
Są warianty do innych wsi, ale po wertepie.
Ruiny kołchozu...
Po drodze towarzyszą mi dwie kanie/błotniaki albo coś w tym rodzaju.
Słyszę ti, ti, ti ti...
Docieram do jeziora od strony zachodniej
Próbuję je objechać — udaje mi się od północy oraz wschodu.
Wypatruję nasyp — pojadę po nim.
Nad jeziorem trzy samochody, widzę dwie osoby w oddali, na nasypie try dywczata.
Na jeziorze jeden rybak w łódce.
Spokojnie, cicho.
Dróżki wokół trawiaste — tempo mam wolne.
Docieram do polnej dróżki, lekki wiaterek.
Kierunek południowy. W oddali widzę Gołogóry i ich najwyższy szczyt Kamułę (niebawem tam się wybiorę).
Droga do Dmitrowic z cyklu: "asfalt mi zabrali".
W stronę Głuchowic, czyli dokładnie przeciwną asfalt jest.
Ciekawy półwysep na polu z krzyżem.
Jeden samochód i dwa traktory jechały z przeciwka — spowodowały niemiłosierną kurzawkę

Po obu stronach drogi rozwijają się już potężne liście barszczu Sosnowskiego (wiedziałem).
I tak 3 km męki do Dmitrowic... nawet dziewczyna na turystycznym rowerze mnie przegania na tych dziurach.
Potem powrót asfaltu do Winniczków.
Pod Machnotą (nie dziś na nią wjadę) chwilą przerwy i dwa quady-gady z niej zjeżdżają. Dlatego dróżki zryte....
Przede mną przeprawa przez obwodnicę Lwowa, stoję 3 minuty, aż mnie przepuszcza TIR.
Wracam przez Bereżany. Czeka mnie jeden z ostrzejszych podjazdów.
Staję tylko raz, ale to z powodu ruso-disco... :) którego fale mnie powstrzymały
Tancujesz ty, tancuju ja, bla, bla, bla, bla, bla bla...
Tancuju ja, tancujesz ty, bla bla bli, bla bla bli...

Normalnie wiocha, na cały regulator z  samochodu przy małej daczy.
Dalej jakoś wjeżdżam.
Kolejna przerwa już na granicy miasta i lasu.
Powrót do centrum przez Pohulankę i ulicami między samochodami, stojącymi w korku (bo już nie mam siły na podjazdy, żeby ruch uliczny ominąć).

5 i pół godziny w siodle.
bolom nuszki bolom

Trasa: Lwów_Młynowce_Winniki_Wolica_Czyszki_Jezioro Czyżykowskie_Dmitrowice_Sosnówka_Bereżany_Lwów

Pohulanka — tu są ostre podejścia:

Ostrożnie z ogniem. Chroń las dla siebie i dla nas:

Błota, błota:

Pojechałem do góry, ale zaraz wróciłem na wąską ścieżkę obok ogrodzenia:

Akademia Futbolu wciąż jeszcze się buduje wokół Jeziora Winnikowskiego:

Widok na Gołogóry:

Kolejne błota:

Traktory orom:

Czyszki:

Kościół w Czyszkach:

Koniec wsi. Teraz wjazd na pola:

Już widać jezioro, w tle Gołogóry:

Jezioro Czyżykowskie:

Nikogo (prawie) nie ma:

Samotny wędkarz:



Już odjeżdżam z jeziora, ale trawy mnie zmęczą:

Jeszcze kilkaset metrów i wyjadę z pól. W oddali Gołogóry:

Wyłaniam się do szosy:

A tu asfalt mi zabrali (junkers mi zabrali):

Półwysep z tajemniczym krzyżem:

Widok na Gołogóry:

Kamuła — najwyższy szczyt Gołogór:

Barszcz Sosnowskiego już podnosi się z rui:

Góra Machnota — nie dziś:

Przystanek pod Machnotą:

Jezioro Wulki:

Jeszcze pół góry przede mną:

Pół góry za mną:

Dzisiejsza trasa:





  • DST 40.00km
  • Teren 22.50km
  • Czas 03:13
  • VAVG 12.44km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Sprzęt Rambler 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lwowskie morze

Wtorek, 4 maja 2021 · dodano: 11.05.2021 | Komentarze 0


z velo_cyclu_ Roberta z Flackiem wróciła

Wyprawa nad morze "Lwowskie" - zbiornik retencyjny zaporowy Hamalijiwka (водосховище Гамаліївка "Львівське море").
Tam jeszcze nie byłem. Kierónek północno-wschodni.
Będą nowe dróżki.
Wiatr będzie nieco przeszkadzać, zwłaszcza przy powrocie.
Kierunek Kamienopol, po znanych mi dróżkach.
Tam w strefie bagien wybieram objazd.
Podborce — podmokłe dróżki, zmuszony jestem zboczyć co nieco w stronę torów i przejechać przez stację.
Dalej aż do rzeki Pełtew drogę znam.
Nieopodal leży wieś Jampol — dzisiaj przez nią przejadę, ale wybieram uliczkę między domkami — położona na łagodnym zboczu, z którego czasem rozpościera się ładny widok na południe.
Mam dojechać do stawów, potem przez pozostałości kołchozu wjeżdżam na polną (zarośniętą i początkowo zrytą rolniczymi maszynami + na składowisko gnojówki) w stronę Lwowskiego Morza.
Okolic spokojna i się już zachmurzyło. To raptem 3 km, ale jadę powoli po teren pofałdowany i trawiasty.
W oddali widzę nasyp linii kolejowej oraz zarośla — jak sądzę — tarniny.
Przejeżdżam pod wiaduktem i jeszcze kawałek do jeziora.
Nie jest źle — zajęło mi to "tylko" 2 godziny.
Hamalijiwka (ukr. Гамаліївка; pol. hist. Żydatycze

Docieram do ogrodzenia (nawet jeziora tu ogradzają).
Pies chce się zerwać z łańcucha — nie jadę w stronę zapory.
Pobuszuję po torfie i tataraku.
Tam jakieś łowiska — chwila na batona i herbatkę.
Najlepsza jednak górka nieopodal, z której roztacza się "kłasny" widok na morze i wieś Zapytów
Ze szczytu przeganiam jakiś samochód.
Napajam się widokiem.
Powrót przez te same pola (ale tym razem omijam obornik).
Zjazd w stronę stawów w Jampolu (d. Prusy). 
Wypróbuje polne drogi w stronę Srok Lwowskich.
Wiatr mnie zmęczy, ale pofałdowany teren i widoki to zrekompensują. 
Potem przez Murowane asfaltem — będzie szybciej i fabryczne tereny miasta.

Dzisiaj kolejny flak, ale na szczęście już w mieście.
Szybka zmiana i jakoś dojeżdżam do domu na 21;00

5 godzin w siodle / 22 km po ukraińskim wertepie

Trasa: Lwów_Podborce_Kamienopol_Jampol_Lwowskie Morze_Jampol_Sroki Lwowskie_Murowane_Lwów

Tu już bywałem, ale tej ścieżki jeszcze nie przejechałem:

Skrót przez pola — jak można było podejrzewać — mokry:

Dlatego jadę objazdem przez Podborce:

Po ukraińsku Pidbirci:

Wzgórze Kamianopol (już byłem w tym sezonie na szczycie):

Malownicza droga do wsi Kamianopol:

Zbliżenie ze wsi na ww. szczyt:

Pełtew — lwowska podziemna rzeka. Tu nawet się spiętrza pod mostem: 

Jampol. Jest tu kilka stawów:

Po odszukaniu właściwej dróżki jadę wprost nad "morze":

Tarnina, linia kolejowa i zbiornik retencyjny Hamalijiwka:

Wiadukt niski, ale dla rowerów w sam raz:

Wjazd w zależności od sezonu:





Jazd po torfie:

Zbliżenie na Zapytów:

Wjeżdżam na górkę - to była słuszna decyjzja - w nagrodę widoczki na morze i Zapytów:



Z tej górki właśnie zjechałem:

I jeszcze jeden rzut oka na "morze i Zapytów:

Powrót pod wiaterek. W oddali Czatowe Skały — najbardziej wysunięty na wschód fragment Roztocza Wschodniego:

Były kołchoz w Jampolu:

Widok na staw i czatowe Skały:

Staw z innej perspektywy:

Widom na Winniki. Lesienice i Czatowe Skały:

Jadę drogą do Srok Lwowskich. wertep, trawy, ale za to pofałdowany, malowniczy teren bez żywej duszy:





Sroki Lwowskie i znowu w oddali Czatowe Skały:

Smitja muszut' buty:

Zjazd do Srok Lwowskich:

Ja wszędzie widzę te twarze:

Masz babo flak:

Dzisiejsza trasa:





  • DST 30.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:24
  • VAVG 12.50km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Rambler 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Deszczowa majówka

Niedziela, 2 maja 2021 · dodano: 11.05.2021 | Komentarze 0


z velo_cyklu: Jak nie wyjdę, to nie zmoknę

Wyszedłem, więc zmokłem.
Słoneczny dzień, ale mokry.

Było słonecznie, ale od razu po wyjściu zauważam deszczowe chmury...

Do Brzuchowic (ścieżką rowerową) padało (minut 20), ale jestem na zewnątrz nieprzemakalny, więc jadę.

Za chwilę słońce.
Chwila przerwy pod wiatą rowerową.
I już jestem suchy.

Wjazd do lasu — leśna droga do Małych Grzybowic.
Wybieram nową dróżkę, ciekawy podjazd z brzózkami.
Badam kilka dróżek, nie jadę po głównej, bo na niej więcej błota i czasem auta jadą (to leśny skrót z Małych Grzybowic do Brzuchowic).
Po wyjeździe z lasu silny powiem wiatru.
Przede mną ekstremalny zjazd do Hamulca, tam, gdzie znajdują się dwie cerkwie.
Z zachodu nadciągają deszczowe chmury...
Uciekam skrótem na południe od jeziora.
Dróżka zarośnięta i podmokła — ciężko się jedzie, potem ogrodzenie i szukanie innych wariantów. Docieram pod Górę Czarną.
Czeka mnie jeszcze tradycyjny ekstremalny podjazd pod Zbierankę.

Znowu deszczowe chmury.
Porywisty wiatr, ale już nie zmokłem.
W mieście padało...

3 i pół godziny w siodle.

Trasa: Lwów_Brzuchowice_Małe Grzybowice_Hamulec_Zbieranka_Hołosko_Zamarstynów_Lwów

Staw Stosika:

Całą drogę do Brzuchowic padało, ale dało się jechać:

Suszę się przy wiacie w promieniach słońca:

W lesie między Brzuchowicami a Małymi Grzybowicami odkrywam malownicze dróżki:

Teren górzysty i śliskie błotne pułapki:

Powrót do głównej go duktu. Tędy jeżdżą samochody z Brzuchowic do Małych Grzybowic:

Teren urozmaicony wąwozami i jarami — ślicznie:

Wyjazd z lasu do Małych Grzybowic:

Szukam skrótu do Hamulca:

Witamy wiosnę:

Ostry zjazd do Hamulca, błoto i ślisko — nie ryzykuję:

Widok na dolinę Potoku Jaryczewskiego:

Żeby przejść do cerkwi i na cmentarz ze wsi trzeba się tarabanić przez tory — linia towarowa obwodowa:

Roztocze z deszczowymi chmurami:

Położenie cerkwi — malownicze:

Druga cerkiew znacznie starsza:

Teraz widać nachylenie dróżki, po której zjeżdżałem:

jeszcze jedno ujęcie cerkwi:

Wybieram dzisiaj nową dróżkę  - skrót do Małych Grzybowic - ale jak widać na załączonym obrazku ciężki teren:

Z tej strony jeszcze nie byłem — w oddali Wólka Hamulecka i baza wypoczynkowa Albatros:

Chmury poszły na północ:



Góra Czarna w tle — przede mną jakiś zakład — będzie furtka — nie przejadę:

Dało się ominąć przez pola:

Z tym że ciężko po tych trawach:

Tradycyjny przystanek pod Czarną:

Najcięższy podjazd (do Zbieranki) za mną — tylko dwa zatrzymania po drodze:

Dzisiejsza trasa:





  • DST 20.50km
  • Teren 9.10km
  • Czas 02:20
  • VAVG 8.79km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Sprzęt Rambler 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kryształowe Czatowe Skały

Czwartek, 29 kwietnia 2021 · dodano: 30.04.2021 | Komentarze 0


z velo_cyclu: Kryształowo roztaczam się


Jeszcze przedwczoraj kwiecień sypnął ostatkami śniegu...
Rozruszam swe zgrzybiałe kości.
Po raz kolejny wjadę na najwyższy szczyt całego Roztocza.
Najpierw podjazd pod Wysoki Zamek, dalej przez pofałdowany Kajzerwald; teren górski. 
Wynajduję nowy skrót przez Kolonię Krzywczycę; tu przez chwilę błądzę, góra/dół/góra...
Po godzinie docieram do lasu... (7 km). Zabójcze tempo.
Sześciokilometrowa pętla przez Las Lesieniecki.
Od południowej strony łagodniejszy podjazd na Czartowską Skałę (jak nazywano ją II RP).
Do szczytu ma zaledwie 3,5 km (będę się ślimaczyć 50 minut).
Podjazdów tu ci dostatek...
Wiosną — inna percepcja lasu, przyrody i okolicznych gór.
Zawilce są wszędzie.
Po drodze człowiek na złamanym przewróconym drzewie siedzi sobie.
Na początku go nie zauważam.
— Добрий день — mówi.
— Добрий день — odpowiadam.
Robię zdjęcie i spadam.

Podjazd na Czatowe Skały (414 m n.p.m.)
Widać wyraźnie dawne wyrobiska wapienia.
Przy skałach nikogo nie ma, oprócz jednej pary
Trochę się zachmurzyło.
Chwila przerwy.

Od płn.-zach. stromy zjazd — przewyższenie 131 m na odcinku 800 metrów.

Spokojny powrót przez Krzywczyce i po zaoranej (od kilku lat bez asfaltu z silnym wertepem) ulicy Starozniesieńskiej — i jeszcze pod górkę...

3 i pół godziny w siodle.

Trasa: Kajzerwald_Profesorska Kolonia_Kolonia Krzywczyce_Lesienicki Las_Czatowe Skały_Krzywczye Wielkie_Zniesienie


Podjazd na Wysoki Zamek. O, jak wiosennie:

Widok na Leopolis Sempre Fidelis:

Góra Lwa:

Kajzerwald — nieźle rozgrzewa podjazdami:

Phantom Railway. Tu ostatnim razem złapałem Robertę Flack:

Tu spuściłem się po tych schodkach. Znowu Phantom Railway:

Krążę po Koloni Krzywczyce, to w dół, to w górę:

Zabytkowy most na Phantom Railway:

Wjazd do Lesienieckiego Lasu;

A druty runą, runą, runą:

Przyroda ostrożna w tym roku. Koniec kwietnia i zawilce, zawilce, zawilce:



Załapał się ten gość na drzewie. Na szczęście nie skacze na przechodniów pod drzewem:




Baza kosmitów:



Czartowska Skała (tak się onegdaj zwało to miejsce):

Sztuka na wysokim poziomie

Czatowe Skały:









I zjazd z Czatowych Skał:



Rytualny basen:
 






Bo ostatnich gryzą psy?:

Dzisiejsza trasa:





  • DST 26.30km
  • Teren 8.50km
  • Czas 02:10
  • VAVG 12.14km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Sprzęt Rambler 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czarna, zawilce i znów się roztaczam

Wtorek, 20 kwietnia 2021 · dodano: 21.04.2021 | Komentarze 0


z velo_cyclu: "Tanzt mit Fahrrad"

pogoda nie rozpieszcza
dzisiaj słonecznie, ale za chwilę chmury i tak to się będzie przeplatać 
kierunek północny — tu jeszcze tej wiosny nie byłem
dróżki znam,
w planie  wjazd na Czarną oraz zbadanie drogi z Grzybowic wielkich na Michałowszczyznę

Zbieranka - 10 minut przerwy (po 55 minutach od wyjścia)

Czarna (345 m n.p.m.)
długość podjazdu - 700 m, w pionie 70, zajmie mi to 17 minut (oczywiście z przerwami na złapanie oddechu) - istna mordęga
w lesie ani żywego ducha, świergot ptaków, zawilce i ja
przyroda się jeszcze nie rozwinęła — widać poprzez drzewa okolicę...
porzucam rower, wdrapuję się na górkę, jeszcze kilkadziesiąt metrów i będę na skraju Czarnej — warto było widok zapiera dech w piersiach
tu kolejna 20-minutowa przerwa
badam teren po wschodniej stronie wzgórza, odnajduję stolik i ciekawą ścieżkę, ale zniechęca mnie stromy podjazd...
wracam
objadę teraz wzgórze Michałowszczyzna w stronę wysypiska śmieci
wybitnie się nie da jechać z powodu trawiastej nawierzchni, 
a potem ostrego nachylenia terenu

Michałowszczyzna (355 m n.p.m.)
do szczytu jeszcze brakuje kilkadziesiąt metrów, ale nawet nie wiem, czy jest ścieżka
warto było się przeprawić przez te trawy, wertepy, zarośla — widok zrekompensował ten wysiłek podmarszu
przejeżdżam obok ogromnej hałdy śmieci
tuż nad głową przelatuje nade mną bociek...
tu na mnie napada krótki, niezbyt intensywny deszczyk
teraz szybkie zjazdy w stronę miasta

8 podjazdów
Znowu prawie 4 godziny w siodle
szybciej się nie da, jeśli che się rozkoszować przyrodą

Trasa: Lwów_Zamarstynów_Zbieranka_Grzybowice Małe_Czarna_Grzybowice Wielkie_Michałowszczyzna_Zbieranka_Zamarstynów_Lwów

Chmury będą co chwila zasłaniać słońce:

Pojazdy i zjazdy do Zbieranki:

Zbieranka — widok na Czarną i inne wzgórza roztoczańskie:

Zjazd do super wąwozu:

I naga ściana tego wąwozu:

Grzybowic Małe - w oddali Czarna:

Początek podjazu — to się namęczę:

Grzybowice Wielkie, Dublany, a z prawej wzgórze Michałowszyzna:

Już jestem na szczycie (szczytuję i sczytuję). Widok z lasu na północ:

Koniec dróżki. Za tą górką będzie punkt widokowy; koniec Czarnej:

Tu na skraju góry jestem po raz pierwszy. Warto było!:

I dalszy ciąg panoramy:

Powrót do porzuconego wehikułu i chwila relaksu:

Bez liści — inna widoczność:

Po przeciwnej stronie Michałowszyzna — za chwilę czeka mnie wspinaczka:

Stamtąd zjechałem. Stąd Czarna nie prezentuje się tak okazale:

Widok na Grzybowice Wielkie:

Droga przez trawę. Szybciej na piechotę zalezę i rower odpocznie:

Widok na Dublany:

Po prawej ogromna góra śmieci:

Widok (płd-wsch.) na Czatowe Skały. Na horyzoncie Gołogóry:

Koniec wysypiska. Jak widać — rekultywują:

Bo ostatnich gryzą psy:

Dzisiejsza trasa: